Wczoraj wybraliśmy się do Avilés. Poczatkowe plany zerknięcia na ocean który okazał się być morzem(...) oraz pozwiedzania centrum legły w gruzach jak dotarlismy do domiemanego oceanu, który okazał się byc morzem... porażka.
Po powitaniu morza postanowiliśy pod skałkami wypić piwko z Lidla, którego mijaliśmy po drodze, poszliśmy wzgłuż brzego do cupelka na ktorym było pełno starych kotwic. Jako że nie ma tam nic napisane po angielsku mogliśmy tylko się domyślać, czy to z rozbitych statków, czy tylko 'posagi'.
Wtem zonbaczyliśmy za tym cypelkiem klify i wtedy ostatnie promyki nadzieji na zwiedzanie Avilés znikły. Zabawę na klifach skończylismy bardzo późno. Zaczynaliśmy podczas przypływu, a skończylismy po odpływie.
W Oviedo byliśmy po 22, a chwilę ppo północy graliśmy już w Duro (fajna gra, szkoda że nie ma jej w Polsce)
A teraz planujemy nasz dzisiejszy dzionek (zmieniamy plany bo brzydka pogoda)
AAAAAA yahooo! Własnie Ela nam powiedziała (dziewczyna Konrada) że to jednak ocean, morze kantabryjskie to stara nazwa tej zatoki! Yahoooo!